Pewnie jesteście zaskoczeni, co? Nie ma tradycyjnego wpisu o sporcie? Ano nie ma, Staszek zmienił przyzwyczajenia :P Nie czuję, jak rymuję :P Dobra, odkładamy marne żarty na bok. Dzisiaj będę pisał o tym, dlaczego wkurzają mnie niektóre wydawnictwa. Czym jest to zainspirowane? Z biblioteki jakoś w tym roku wypożyczyłem sobie jeden z tomów "Pana Lodowego Ogrodu" Grzędowicza, czytam, czytam, i nagle..."żekłem". Halo, czy jest na sali korektor?
Po pierwsze, nie mam wykształcenia polonistycznego. Oczywiście to nie zwalnia mnie z dbania o poprawność językową, ale przynajmniej usprawiedliwia, że czasami źle stawiam przecinki. Swój tekst mogę sprawdzać dziesięć razy i mogę zwyczajnie nie zauważyć swojego błędu.
Po drugie, piszę bloga hobbystycznie. Nikt mi nie płaci za to, że piszę poprawnie/poprawiam błędy. A tym biednym "korektorom" ktoś za to płaci. Ok - ktoś przepuści błędny przecinek. Albo go nie będzie. Stało się, może nie wszyscy czytelnicy to zauważą. Ale ŻEKŁEM? Naprawdę?
Po trzecie, jeśli coś kupuję, chcę, żeby to było dobrze zrobione. Oddanie książki z bykami do wydruku? Naprawdę tak można? Później kupujesz komuś książkę na prezent i obdarowany opowiada Ci, jakie perełki tam znalazł.
Tacy korektorzy i redaktorzy powinni się wstydzić swojej pracy. Wziąć sobie jeden dzień wolnego, przynajmniej, przypomnieć sobie, jak wygląda słownik poprawnej polszczyzny, żeby być kompetentną osobą na swoim stanowisku. Bo to naprawdę wstyd, kiedy opowiadasz komuś, jak wiele czasu spędzasz nad jakimś tekstem, żeby brzmiał lepiej i był poprawny, a wypuszczasz do druku takie głupoty.
Zwłaszcza w znanym wydawnictwie.
I podpisujesz się pod tym swoim nazwiskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz