Mojemu znajomemu szef zrobił bardzo brzydkiego, noworocznego
psikusa, a wręcz świństwo (nazywajmy rzeczy po imieniu). Nasz
kraj, taki piękny – wyobraź sobie, że masz 51 lat na karku,
prawie trzydzieści lat doświadczenia, dwoje nastoletnich dzieci i
jesteś żywicielem rodziny, a chwil kilka po nowym roku szef robi Ci
przykrą niespodziankę i dziękuje „serdecznie” za współpracę.
Słabo, nie? Ano słabo.
Na jego miejsce, też wskoczyła świeża krew, młody duch, który
ma rzekomo wprowadzić do firmy powiew świeżości. A facet jest
świetny – jest jednym z najlepszych (jak nie najlepszym)
dyrektorów kreatywnych, jakiego przyszło mi w swoim życiu poznać.
Żona, dwoje dzieci, dom do utrzymania i zwolnienie – to jakaś
istna teksańska masakra piłą mechaniczną. Dobrze, że ten
nieszczęśnik był ubezpieczony na wypadek utraty pracy – takie ubezpieczenie, to zawsze
coś. W końcu 51 lat, to niemało i pomimo wachlarzu doświadczeń
zawodowych, facet nie jest już atrakcyjny na rynku pracy. Nie
znajdzie sobie pracy na szybko, od zaraz, ale dzięki temu, że nie
będzie musiał się martwić o finansową stabilizację rodziny,
znajdzie ją prędzej czy później, na spokojnie.
Nie powinniśmy się przyzwyczajać do konkretnej pracy. Za to
powinniśmy się ubezpieczać od wszelkiego rodzaju kłód, które
rzuca nam bardzo niełaskawy los pod nogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz