 |
smutny pan ze smutnym balonem.... |
Dzisiejszy wpis będzie poświęcony nieobecności. Ale nie blogowej nieobecności, chociaż dałoby się ją wyjaśnić moim osłabieniem przez paskudne przeziębienie (w tym momencie widzę oczyma wyobraźni atakujące mnie bakterie i wirusy - prawie jak z reklamy Domestosa). Prawda jest taka, że jeżeli jest się nieobecnym w życiu zewnętrznym - czyli życiu w pracy, znajomych, itp., można się poczuć totalnie wyizolowanym od bieżących wydarzeń. Samotnym, jak stary Indianin w swoim zmarnowanym wigwamie, który próbuje się ogrzać i wspomina czasy, kiedy nieustannie miał towarzystwo, jednak w pewnym momencie został jakby wyłączony z życia.
Nienawidzę dlatego być chory. Nawet mam wrażenie, że w pracy omija mnie coś ważnego - czy to podpada pod pracoholizm? Brak zaufania do współpracowników? Kiedy człowiek jest chory ponad tydzień, po głowie tłuką mu się myśli, czy w pracy go jeszcze potrzebują? Czy nieobecność chorego jest odczuwana przez współpracowników? Nie można nie myśleć o tym, że podczas przerw w pracy i tak dobrze się bawią bez nieobecnego, który w tym czasie czuje się wyizolowany.